Wyjazd na obóz językowy na Malcie to okazja do zdobycia wspaniałej zdrowej opalenizny, zobaczenia wspaniałych miejsc z długą historią oraz nauki języka angielskiego. Warto jednak pamiętać o tym, że będąc w innym kraju można spróbować także lokalnych smaków, które bardzo różnią się od tego, z czym stykamy się na co dzień. Zobaczcie kulinarny przewodnik po Malcie! Czego warto spróbować?
Najlepszy napój na upały?
Poznawanie maltańskich smaków sugeruję rozpocząć od szklaneczki Kinnie [kini]. Jest to w pewnym sensie tradycyjny, bo obecny na rynku już od ponad 70 lat, gazowany napój, zrobiony z gorzkich pomarańczy i specjalnej mieszanki ziół. Zwykle podawany jest z lodem i ewentualnie plasterkiem cytryny, a dostępny w kilku odmianach, m.in. klasycznej, dietetycznej i słodzonej stewią. Napój budzi różne reakcje. Anglicy powiedzieliby, że to taki „acquired taste”, czyli albo znamy ten smak od dziecka i jest stałym elementem naszej diety, albo… na dwoje babka wróżyła. Na początek wystarczy zrzucić się w kilka osób na półlitrową, koniecznie schłodzoną butelkę Kinnie, a jeśli posmakuje - można rozkoszować się dalej samemu, a może i zabrać (wyłącznie w bagażu nadawanym do luku) do domu, żeby i inni mieli szansę spróbować.
Warto dodać, że od niedawna, Kinnie dostępne jest w niektórych polskich sklepach!
Coś na ząb
Popularną i, co istotne, niedrogą przekąską maltańską są pastizzi [pas-ti-ci], czyli coś jakby paszteciki w kształcie łódek, zrobione z ciasta francuskiego, nadziewane serem ricotta (klasyczne pastizzi) lub tłuczonym zielonym groszkiem (pizelli [pi-zel-li]), które są nieco mniej słone. Pastizzi podaje się na ciepło, są smaczne i bardzo sycące, dlatego nie polecam jedzenia oczami. Głodny najada się spokojnie dwoma, co przy cenie 30-35 centów za sztukę, można śmiało określić jako „very good value for money”! Malta zasłana jest pastizzeriami, z których na uwagę zasługuje popularna „sieć” Champs, łatwo ją rozpoznać po charakterystycznym napisie na niebieskim tle… W Champsie znajdziemy między innymi parówki w cieście, różne rodzaje pizzy w prostokątnych kawałkach, na grubszym spodzie, z których najdroższa kosztuje nie więcej niż 2 euro. Dostępne są też rozmaite warianty ciastek z nadzieniem ze wspomnianych ricotty, albo groszku, a także słodkości, na przykład fantastyczne ciastka z jabłkiem, również na ciepło, wyglądające jak niepozorne bułeczki.
Maltańska pizza dla smakoszy
Wspomniałem o pizzy, wszak jesteśmy w basenie Morza Śródziemnego, czyli kolebce tego podpłomyka, który wziął się z biedy i zaspokajał głód na długo zanim Amerykanie, z powodzeniem opakowali go marketingowo i w tej formie „oddali” światu. Malta to kraina fantastycznych oliwek (a więc i oliwy), kaparów, suszonych pomidorów (naprawdę warto kupić i zabrać do domu, „na spróbowanie” te z Gozo), czyli wszystkiego co najlepsze pod Śródziemnomorskim niebem. W wolnej chwili koniecznie spróbujcie choć kawałek pizzy maltija, na której powinny pojawić się wszystkie wymienione składniki, możliwe, że w towarzystwie tuńczyka lub anchois, a na pewno sera Gbejna. Ten mały, okrągły, twardy i kruchy zarazem serek powstaje zwykle z mleka krowiego, ale dostępna jest także „wersja” kozia. Może być zwykły, lub w przyprawach - z papryką, albo pieprzem.
Talerz pełen specjałów - Maltese platter
Gdybyście mieli ochotę na degustacje powyższych smakołyków bez „mącznego podkładu”, polecam zajrzeć do jakiejś knajpki, czy restauracji i zapytać o „Maltese platter". To talerz maltańskich specjałów dla dwóch lub większej liczby osób, na którym poza kaparami, oliwkami, suszonymi pomidorami, ewentualnie paluszkami, powinna się także znaleźć bigilla, czyli pasta z fasoli, albo, jak podają niektóre źródła, z bobu, co jest o tyle cenną informacją, że jeśli ktoś się w bigilli rozsmakuje, bez trudu zdoła ją odtworzyć po powrocie do domu, żeby wrócić myślami na Maltę, albo poczęstować znajomych przy okazji pokazu slajdów z wakacji. ;-) Do konsumpcji pasty z fasoli możemy wykorzystać wspomniane paluszki, albo tradycyjne maltańskie krakersy. Do talerza maltańskiego najczęściej dostaniemy krakersy w najzwyklejszej postaci, ale dostępne są także przyprawione rozmarynem i bazylią, pieprzem, czy suszonymi pomidorami (szukajcie wśród czipsów, pod nazwą Galletti).
Jak łatwo się domyślić, powyższe składniki można bez problemu nabyć w supermarkecie i za podobne pieniądze kupić zdecydowanie więcej (nadwyżkę środków można przeznaczyć na oliwki nadziewane anchois, albo kawałek pysznego twardego żółtego sera z pieprzem — „pepato”), aby degustować najlepsze maltańskie ingrediencje, wieczorem czy w ciągu dnia, na plaży, nad wodą, albo na tarasie…
Uwaga: gdybyście jednak chcieli znaleźć lokal, który zaserwuje wam maltański talerz, zamiast kompilować go samodzielnie, warto uciec nieco od głównych ulic i poszukać miejsca, gdzie stołują się Maltańczycy. Będzie nie tylko taniej, porcja powinna być też nieco większa, ale co najważniejsze — zamienicie kilka słów z prawdziwymi Maltańczykami, nie turystami, a nóż — podpowiedzą czego jeszcze można skosztować albo co zobaczyć na Malcie…
Owoce opuncji - co to takiego?
Przemieszczając się po Malcie, wielokrotnie zobaczycie rozłożyste kaktusy porośnięte kolczastymi owocami. To „prickly pears”, czyli owoce opuncji. Żeby się nie pokłuć trzeba je zbierać przed świtem, a potem moczyć w wodzie, dzięki czemu podczas obierania, kolce przestaną stanowić zagrożenie. Z owoców opuncji robi się dżemy i nalewki, zapewne również ciasta, ale można je też jeść na surowo, po uprzednim obraniu. Są bardzo smaczne i warto porozmawiać z gospodarzami, którzy z pewnością chętnie udzielą zainteresowanym niezbędnych wskazówek co do zbierania, a potem pomogą przygotować owoce do zjedzenia.
W czasie drugiej wojny światowej, Malta była długotrwale, poważnie bombardowana, ze względu na swoje strategiczne położenie. Głód, który wtedy panował, udawało się łagodzić rośliną, znaną jeszcze z Biblii, fachowo zwaną ponoć „szarańczyn strąkowy”, a prościej - drzewo karobowe, lub karob. Strąki rośliny funkcjonują w Polsce pod nazwą chleb świętojański. W naszych sklepach dostępna jest mączka robiona z tych strąków, a na Malcie do dzisiaj dostępny jest na przykład syrop karobowy, który skutecznie zastępował Maltańczykom cukier w czasie wojny. Poza dżemami i marmoladami z opuncji, czy syropem z karobu, można też znaleźć na Malcie przepyszne dżemy figowe.
Nugat, daktyle i inne pyszności
Słów kilka o miejscach. Zarówno te opisane powyżej, jak i mnóstwo innych słodyczy, z maltańskim nugatem (czyli zastygłym syropem na bazie miodu, z dodatkiem orzechów lub migdałów, wszechobecnym szczególnie na maltańskich odpustach, czyli „feasts”) na czele, znajdziecie na przykład w cukierni w Rabacie, na placyku nieopodal kościoła św. Pawła. Wycieczka do Rabatu na obozie językowym przeważnie połączona jest z wizytą w dawnej stolicy Malty — Mdinie. Spacer po czarujących wąskich uliczkach i widok z murów miejskich na całe północne wybrzeże wyspy, warto przypieczętować wizytą w tamtejszej kawiarence Fontanella, która słynie z tortów czekoladowych. Są one na tyle sycące, że do popicia przyda się szklanka wody, albo zimnego Kinnie. ;-) Odważnym proponuję zebrać się w kilka osób i zamówić kilka porcji różnych tortów, wtedy można poznać całą gamę smaków, no chyba, że „po prostu”, klasycznie: „chocolate cake”! ;-) Przed odnowioną niedawno, główną bramą, prowadzącą do Valletty, po lewej stronie, „znowu” za grosze można nabyć Imqaret [im-aret], czyli daktyle w cieście, smażone na głębokim tłuszczu, bardzo smaczne, ale uwaga: równie słodkie co nugat.
To zaledwie kilka tendencyjnych impresji z moich spotkań z maltańskim jedzeniem, które mieszkańcy wyspy celebrują wieczorami, z namaszczeniem i nie żałując czasu… Zachęcam do własnych poszukiwań, bo warto!
Jest tradycyjny fenek, czyli królik; znany zapewne pielgrzymom ze szlaku świętego Jakuba: gulasz, czy potrawka z duszonej ośmiornicy, z czosnkiem i octem winnym, gorąco polecam! Warto też spróbować krewetek w przyprawach, na targu rybnym w Marsaxlokk, koniecznie z samego rana, a jeśli ktoś trafi na Maltę we wrześniu, obowiązkowo należy wtedy spróbować występującej w tym czasie u wybrzeży wyspy — ryby Lampuki. Dorosłych Malta kusi bogactwem całkiem niezłych win z tutejszych winiarni. Życzę owocnych poszukiwań i odkryć kulinarnych oraz fantastycznych wrażeń!
Aha! Byłbym zapomniał, najlepsze lody na Malcie (oczywiście to znowu moja subiektywna opinia) są… włoskie, ale nic nie szkodzi, grunt, że są w ogóle! Na Republic Street, głównej ulicy Valletty, szukajcie szyldu Amorino! Jeśli się pospieszycie, może zastaniecie tam jeszcze polską ekspedientkę! ;-)